• Człowiek musi w coś wierzyć
• Polacy tułacze
• Turystycznie, sportowo i handlowo
• Do woja, marsz do woja
• Dolary i rzeczywistość
• Czy Bóg jest na końcu świata
• Pani Basia i jej dzieci
• Dżamal
• Ty jesteś naszą matką
• Tradycje, religia, ludowa medycyna
• Szukał fifki, a trzymał ją w zębach
• Toni Halik i Jasio
„Albin Siwak jest znaczącą postacią w polskim życiu powojennym. Jego życiorys to dokument dróg i awansu społeczno-politycznego robotników w okresie Polski Ludowej. Niewątpliwie jest postacią obdarzoną dużą charyzmą. Przez jednych znienawidzony przez innych uwielbiany. Urodzony trybun ludowy. Znakomity mówca. Przez kilka lat członek Biura Politycznego uczestniczył w najważniejszych wydarzeniach kraju. Książa którą Państwu prezentujemy stanowi pasjonującą lekturę z czasów pobytu Siwaka w Libii w charakterze dyplomaty.
Byłem sekretarzem osobistym Albina Siwaka — członka Biura Politycznego KC PZPR, przewodniczącego Komisji Skarg, Wniosków i Sygnałów od Ludności KC, w najbardziej do dziś jeszcze kontrowersyjnym w opinii współczesnych Polaków okresie stanu wojennego. Albin Siwak wybrał mnie swą własną decyzją wręcz z tłumu, pomijając innych proponowanych mu w KC kandydatów. Służyłem wówczas jako zawodowy oficer, kapitan, adiunkt Wojskowego Instytutu Ekonomicznego. Wybrał mnie więc spośród setek ówczesnych kapitanów Wojska Polskiego, którzy mogliby być przy Nim.
Motywacja wyboru była dla mnie zaskakująco klarowna. W listopadzie 1981 roku podczas mej wizyty w sprawie partyzanckiego protestu, jaki gru¬pa kombatantów BCh, AK, wraz z mym ojcem AL-owcem, skierowała do IX Nadzwyczajnego Zjazdu PZPR, przewodniczący Komisji Skarg, Wniosków i Sygnałów od Ludności KC zwrócił się do mnie słowami:
— Czy chcielibyście, towarzyszu kapitanie, pełnić dalszą swą służbę przy mnie? Na jakiś czas. Nie będzie to trwało dłużej niż moja kadencja w Komisji Skarg KC. Czuję, że moglibyście mi wiele pomóc.
Poczułem, jak od czubka głowy aż po stopy przepływa przeze mnie fala gorąca. Zaskoczony zapytałem:
— Nie wiem, czy na to zasługuję… Dlaczego ja? Albin Siwak odparł:
— Bo widzę, jak się angażujecie i z jaką wiarą walczycie o sprawy swego ojca i jego przyjaciół. A przy mnie powinien być ktoś o takich właśnie cechach charakteru. Ale nie odpowiadajcie mi dzisiaj — kontynuował. — Jedźcie do swych rodziców, zapytajcie o radę. Potem dacie mi odpowiedź.
W sobotę 12 grudnia zostałem wezwany do gmachu KC. 13 grudnia skoro świt zmierzałem opustoszałymi ulicami zaśnieżonej stolicy do siedziby Zarządu Głównego NSZZ Budowlanych przy ulicy Mokotowskiej 4/6, bo tam urzędował Albin Siwak. Od chwili wyboru do Biura Politycznego nie zgodził się bowiem na urzędowanie w gmachu KC. Chciał, by ludzie mieli do niego swobodny dostęp.
Funkcję sekretarza członka BP pełniłem zdecydowanie krócej, aniżeli przewidywał to sam mój Szef. 28 października 1982 r., w „typowej” scenerii wojskowego rozkazu wydanego mi przez telefon, zostałem od Albina Siwaka odwołany,
wróciłem do instytutu. Rozkaz wydawał mi oficer w stopniu pułkownika nie będący nigdy mym przełożonym, więc na moje żądanie identyczną treść powtórzył mój wyższy przełożony w stopniu generała dywizji, dodając, że nie jest to jego decyzja. Decyzja ta podjęta była wbrew stanowisku Albina Siwaka. Po latach Albin Siwak powiedział mi:
— Ty mnie, Tadeusz, nie zdradziłeś.
Tak zakończył się oficjalny, urzędowy okres tej niezwykłej dla mnie służby, gdzieś blisko oka partyjnego cyklonu.
Ale od tego też czasu datuje się w mym życiu świadoma przyjaźń z człowiekiem, którego samo nazwisko wywoływało bądź atmosferę autentycznej sympatii, bądź wrogości; z Człowiekiem, którego pojawienie się na spotkaniach ściągało tłumy, a namiętne dyskusje przeciągały się omal zawsze ponad zaplanowany czas. Ale także wywoływało strach i nienawiść wszystkich nieuczciwych, na których — dzięki działalności Komisji Skarg KC-mogli się skarżyć poszkodowani.
Polska robotników lat osiemdziesiątych, w moim odczuciu, miała dwóch swych przedstawicieli obdarzonych charyzmą: robotnika budowlanego i robotnika stoczniowego, robotnika partyjnego i robotnika wolnych związków. Jakże różnych, lecz o wspólnych przecież korzeniach. Dychotomia świadomości polskiego proletariatu.
Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych dziennikarze indagowali Albina Siwaka, co robiłby, gdyby na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nie należał do PZPR, ten odparł:
— Byłbym w „Solidarności”, bo należało walczyć.
Tymczasem jednak w latach osiemdziesiątych był Albin Siwak obiektem ataków ze strony wojujących członków „Solidarności”, bo to On wytykał swym wolnozwiązkowym braciom-robotnikom demontaż systemu Polski Ludowej z jej konstytucyjnymi gwarancjami zdobyczy socjalnych, służących ogółowi niezamożnego przecież narodu polskiego. Jakże inne opinie odbierał od tych ludzi po latach. Słyszałem, jak jeden z nich mówił:
— Wtedy bym pana udusił, bo tak był mi pan wrogi. A dziś na własnej skó¬rze czuję i wiem, że miał pan rację.
Dla jeszcze innych był tylko prymitywnym robotnikiem, robociarzem, robolem, przedstawicielem cuchnącej przemęczonym potem spracowanego ciała klasy robotniczej. W rzeczywistości był uczciwym, zaangażowanym partyjnym robotnikiem i za Jego pośrednictwem artykułowany był klasowy głos wielkoprzemysłowego polskiego proletariatu.
A mimo to nie uszedł Albin Siwak uwadze Demiurga historii. Stał się bowiem obiektem nienawiści także ze strony tej części establiszmentu władzy PRL-u, której bezwolnym narzędziem nie chciał być; której nie dość iż nie podporządkował się, to jeszcze ośmielał się publicznie piętnować…..
(fragment przedmowy – Tadeusz Kowalczyk)